wtorek, 25 października 2016

Władczyni Zielonej Góry


Właściwie mieliśmy Zieloną Górę ominąć, bo to był już ostatni dzień naszej wyprawy, ale pewien miły poznany w Złotym Stoku globtroter, który sam już wielokrotnie przemierzył jurę wszerz i wzdłuż polecił nam to miejsce gorąco jako że ze szczytu roztacza się wyjątkowo piękny widok. Toteż postanowiliśmy jednak tam dotrzeć a czekały nas tam wrażenia nie tylko stricte estetyczne...









Tuż przy samym szczycie powitała nas władczyni Zielonej Góry - urocza kotka, która prawdopodobnie przywędrowała w to miejsce z pobliskiej wsi i postanowiła objąć je w posiadanie. Koteczka była ufna i garnęła się do ludzi. Chociaż była głodna i pochłonęła - niestety nie mieliśmy nic innego - rogalika, którym się z nią podzieliliśmy, nie wyglądała na zagłodzoną i nieszczęśliwą. Prawdopodobnie nie brakowało jej w tym miejscu myszy i płazów, a i zapewne liczni turyści, podobnie jak my, dzielili się z nią własnymi zapasami.
 
Władczyni Zielonej Góry


W podzięce za poczęstunek władczyni Zielonej Góry zaprowadziła nas na szczyt i pokazała uroki swego królestwa.







Kiedy odchodziliśmy odprowadziła nas do granic swojego terytorium, ale chociaż wyraźnie posmutniała nie próbowała iść za nami. Po krótkiej chwili odwróciła się i zniknęła wśród liści i kamieni. Mam nadzieję, że na okres zimy powróci do wsi, z której przywędrowała i znajdzie dla siebie suchy i ciepły kąt...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz