wtorek, 4 listopada 2014

Pod wierchami Tatr (VI)


Cisza wieczorna
Opadły Tatry i omdlały,

Gdy na nie cisza rozmarzona

Płaszcz zarzuciła wiewny, biały;



 Gdy rozpostarła swe ramiona -

Srebrniej rozświetli mgławe smugi -

Garnące czoła gór do łona:



 Jak pas szeroki, jak pas długi,

Od Lodowego do Krywania

A z nimi puszcze, stawy, strugi,



Szczyt się przy szczycie ku niej słania...

Ona omdlenie wciąż rozsiewa,

Aż w tym bezkresie wyczerpania,



Tuląc się gdzieś do limby drzewa,

Sama wraz z bolem twym omdlewa...

Jan Kasprowicz




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz